Nam rzucili w sklepie pod domem piękne, małe cukinie. W dobrej cenie, o miłej aparycji i wyglądzie zewnętrznym. Jawiły się rzeczywiście ponętnie i młodo. Nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Wzięłam dużo. I dlatego przez kilka dni codziennie w domu cukinia była konsumowana z odpowiednim namaszczeniem. Zrobiłam wersję zupy dla alergików z nadzieją, że moja Pociecha się skusi. Nie chciała - ja za bardzo nie naciskałam, gdyż po spróbowaniu pierwszej łyżki zupy pomyślałam, że wcale nie będzie źle jeśli całość przypadnie mojej skromnej osobie. Podzieliłam się jednak. Co prawda nie z Pociechą, a z dwoma szalonymi, młodymi matkami, które odwiedziły mnie dzisiaj ze śliniącymi się Pierdułkami płci męskiej. Zamiast o imprezach rozmawiałyśmy o ząbkowaniu, zamiast wina lała się herbata zielona z jaśminem, zamiast kaca były plany o kacu "na kiedyś tam". Dobrze, że chociaż cycki były na wierzchu: pełne, jędrne i pożywne. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno podłoga w moim pokoju służyła nam za ring podczas imieninowej imprezy, po której dzięki Bogu wszyscy przeżyli, a dzisiaj była placem zabaw dla małych, pełzających owoców ich nocnych zabaw z mężczyznami, którzy jak widać nie bez powodu pojawili się na ich życiowym horyzoncie. Taki rozwój spraw napawa mnie dumą i radością zarazem, gdyż wiem, że "100 lat samotności" mi nie grozi, a przyjaźń może mieć więcej odsłon niż "50 twarzy Greya".
czy zamiast wywaru może być woda?
Oczywiście, powodzenia i smacznego