Red alert!
Zdarza się, że zaplanowany obiad w mieście nie wypali. Wracam do domu i wszechobecny głód dyktuje warunki. Wtedy najłatwiej o zjedzenie czegoś, co dla zdrowia pozostawia wiele do życzenia. Nie musi tak być jeśli rozważnie zapełniamy lodówkę. Może się jednak zdarzyć, że akurat jesteśmy przed zakupami i lodówka raczej świeci pustkami niż krzyczy kolorami. Misję tą można określić wówczas jako specjalną - musimy zrobić coś z niczego. Zawsze mam w domu różne kasze: jaglaną, jęczmienną czy komosę ryżową. Ale dzisiaj postanowiłam wykorzystać końcówkę makaronu sojowego, który przedwczoraj był mi potrzebny do suki zupy. Nie mam dziś ochoty na tajską kuchnię więc chciałabym uzyskać raczej łagodny smak ciepłego posiłku niż wyrazisty. Sprawdzam warzywa: mam jedną cebulę, 3 duże pieczarki, pomidora i marchewkę. Wszystko pozostałości po innych potrawach czyli tzw. śwież resztki. No to jedziemy. W imię zasady: kto zjada ostatki, ten piękny i gładki.