Moje szaleństwo nie wynika z tego, że użyję w przepisie mango. To bardziej wołanie o pomoc dwóch ostatnich owoców u Pana na straganie. Zostały dwa, miękkie i żółte egzemplarze i Pan na straganie powiedział do mnie, że jeśli ja ich nie kupię - to nikt ich nie kupi. Świetna technika sprzedażowa na którą za każdym razem potrafię się złapać. Potem pojechałam do innego warzywniaka i tez dałam się nabrać: na truskawki, arbuza i borówki amerykańskie - przysmaki moich córek. Pan mówił, że najtaniej w okolicy. A ja kawałek dalej zobaczyłam połowę ceny. Ale to moja wina - powinnam była kupować jabłka lub gruszki. Ale co tam. Przyniosłam do domu kolorowy koszyk: młoda marchewka, szparagi, młoda kapusta i kalarepka, fasolka szparagowa, pomidory, kilka ogórków gruntowych, żółte cukinie, cebula, czosnek i młody kalafior. To są moje ukochane zakupy. Nic nie cieszy mnie bardziej niż świeże produkty, z których będę mogła dalej czarować w swojej kuchni. Nie lubię kupować ubrań, a już najbardziej urządzać mieszkania. Bo po prostu nie umiem. Kocham jeść i dlatego te zakupy wychodzą mi najlepiej na świecie. Pasta z mango może być również salsą z mangą. Jak zwał tak zwał.
Do podania: kromki chleba i ser gorgonzola (chleb może być bezglutenowy, a ser wegański)