Bycie mamą w dzisiejszych czasach to trudna sztuka. Ale nie taką zwyczajną mamą, tylko na 100%, która: wysłucha, zrozumie, pocieszy, nie wybuchnie. Oprócz tego będzie pięknie wyglądać, mieć ciuchy "na czasie", super figurę, uśmiech od ucha do ucha, super pozycję zawodową i furę pieniędzy. Zapomniałam dodać, że mieszkać będzie ze swoją rodziną w super czystym domu. Taką mamą zawsze chciałam być. Tylko, że taka mama nie jest człowiekiem - jest robotem, który ambitną postawą zaprzepaści swoje zdrowie psychiczne. Tempo sobie narzucone, by sprostać wytyczonym przez siebie standardom powoduje absolutny brak koncentracji na otaczających nas ludziach potocznie zwanych RODZINĄ. Jedyna forma skupienia istnieje podczas odmierzania czasu: ile go jeszcze pozostało danego dnia w kontekście wszystkich obowiązków. A w głowie nieustannie kłębią się myśli: jeszcze TO muszę zrobić, jeszcze TAMTO. Miliard spraw dookoła, które codziennie dorównują kroku przerośniętej ambicji. Nie ma teraźniejszości, chwili TU i TERAZ. Jest za to przeszłość czyli zadania wykonane i przyszłość czyli zadania do realizacji.
Pojawia się jednak kluczowe pytanie: DLA KOGO TA MAMA JEST FAJNA?
Na pewno nie dla siebie, gdyż ciągle goni czas i zadania w poczuciu bezradności i bezsprzecznej frustracji, która niezwłocznie doprowadzi ją do całkowitego, psychicznego rozpadu.
Nie dla dzieci, gdyż one potrzebują jedynie uwagi, a ta z kolei wymaga czasu, którego przecież super mama nie posiada. Jej każda wolna chwila jest już zajęta! Nie ma mowy o dłuższym przebywaniu ze sobą, leniuchowaniu czy nudzeniu się (uwaga: super mama nie wie co to znaczy nudzić się, nie ma pojęcia o co w tym chodzi)
Nie dla męża, gdyż ten przeszkadza jej skutecznie w wykonywaniu swoich zadań lub przyczynia się do kreowania kolejnych powinności (błoto na podłodze, pozostawiona szklanka po soku, rozrzucone skarpetki). Jego nieznośna lekkość bytu wkurzają super mamę permanentnie, a podejście do życia w rodzinie przypomina wsypanie Vegety do rosołu.
Nie dla koleżanek: mają zawsze odmienny punkt widzenia i wytkną ci każdą, nawet najmniejszą rzecz, za twoimi plecami oczywiście
Prawdziwy smak uzyskuje się zupełnie inaczej: rosół jak i macierzyństwo wymagają uwagi i skupienia. Chcą być pielęgnowane. Tak często zapominamy o tym, że nasze dzieci są nam tylko wypożyczone, na jakiś czas. Potem odejdą w pogoni za własnym szczęściem, by zbudować swój własny świat. Podobno każda kobieta potrafi zająć się swoim dzieckiem - nie każda jednak dostarcza mu tylu pokładów miłości i troski, ile ono potrzebuje. I dzisiaj apeluję do młodych mam, by stały się "innymi" super mamami: takimi, które potrafią się zatrzymać, wyłączyć głowę ze wszystkich obowiązków, a słowo MUSZĘ, zamienią na CHCĘ!. I to jest sztuka w moim przekonaniu, gdyż wpadłyśmy po uszy w pułapkę cywilizacyjnego macierzyństwa, które nie daje nam czasu by się cackać z rosołem przez 5 godzin DLA NASZYCH DZIECI.
Nie bójcie się! Spróbujcie, podobno rosół jest prosty jak barszcz!
Golonkę umyć dokładnie i obrać ze skóry. W osobnym garnku zagotować wodę i wrzucić golonkę, by "wygotować brud". W tym samym czasie zagotować wodę we właściwym garnku (mój ma 7 litrów), w którym będzie gotować się rosół. Wszystkie warzywa obrać i dokładnie umyć. Gdy woda z golonką zacznie się gotować należy pozostawić ją na kilka minut pod wpływem źródła ciepła (na tzw. "ogniu"), by wszystkie nieczystości wypłynęły na wierzch. Następnie odcedzamy mięso i dokładnie myjemy. Wrzucamy je do dużego garnka z wodą. Dodajemy warzywa: marchewki, pietruszki, por wraz z zielonymi częściami, kalarepę, zieloną pietruszkę i wszystkie przyprawy. Cebulę podzieloną na dwie połówki opalamy po kolei na ogniu i dodajemy już w trakcie gotowania. Pomogą podtrzymać lub uzyskać większą klarowność rosołu. Zupa powinna się gotować około 5 godzin na powolnym, pyrkającym ogniu. Po ugotowaniu należy przecedzić rosół przez sito i koniecznie usunąć wszystkie warzywa i mięso.
UWAGA: osoby uczulone na seler mogą go pominąć w przepisie
UWAGA 2: Rosołu nigdy nie gotujemy pod przykryciem!!!!!
Witaj Daria!
Nie rozumiem, dlaczego nie ma pod tym przepisem komentarzy... Ten rosół jest rewelacyjny, robię go już nie wiem który raz.
A to co napisałaś powyżej w komentarzu... szacun.
Przesyłam pozdrowienia !
Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy!
Jakimś cudem (?) trafiłam na ten wpis i przepis. Zakończyłam właśnie gotowanie (wielogodzinne). Doznania są ... wyjątkowe :-))) Warto było poczytać, pogotować i poczekać na efekt.
Dziękuję
smacznego 🙂
Dlaczego tak właściwie nie przykrywamy rosołu podczas gotowania? Nawet jeśli nie dodamy kapusty? Co ma na celu na taka praktyka? Dziękuję z góry za odpowiedź 🙂
zrobi się mętny
Trafilem tu przypadkowo, szukałem przepisu na rosół z golonki wieprzowej... bo akurat taką miałem, plus golonki indyka. Przeczytałem wpis... i wykorzystałem ten przepis. Dzieki.
pozdrawiam i dziękuję
Ja dodaję jeszcze gałązki lubczyku i selera. Niesamowity zapach w domu! Jak za mało ich zamrożę na zimę to mamy żałobę.
Uwielbiam twoją pozytywną energię i jednocześnie mocne stanie na ziemi.
Daria uwielbiam Twoje wpisy. Ten w samo sedno opisuje realia dzisiejszego swiata i macierzynstwa. Niestety 😉
Rosol bedzie pyrkal juz dzis!
wielkie ucałowania i pozdrowienia
Ja też zawsze gotowałam mięso w drugim garnku, myłam i wkładałam do drugiego. Niektórzy łapali się za głowę, że wszystko co dobre z mięsa wylewam do zlewu. Ale dzięki temu rosół był klarowny.
Mam dwa pytania:
1. Dlaczego trzeba od razu po ugotowaniu odcedzić mięso i warzywa?
2. Ile wody się wlewa? Tyle żeby przykryła składniki czy więcej?
Już odpowiadam: wyciągam warzywa i mięso gdyż wtedy rosół zostaje klarowny na dłużej oraz nie zakwasza mi zupy. Czasami przy wysokich temperaturach szybciej kiśnie z zawartością w środku. Wody wlewam zawsze powyżej mięsa około 2 do 3 cm. Serdecznie pozdrawiam
A golonkę zjeść czy wywalić?
zawsze zjeść 🙂